However far away I will always love you
However long I stay I will always love you
Whatever words I say I will always love you
I will always love you
However long I stay I will always love you
Whatever words I say I will always love you
I will always love you
EPIZODZIK 11 „MUREK”
Poznała wszystkich skoczków i szkoleniowców z kadry niemieckiej, wiedziała już więcej niż pierwszego dnia i nawet jej się podobało. Najbardziej lubiła to, że Niemcy nie zaciągali tak, jak Austriacy, bo chociaż już jakiś czas z Austriakami przebywała, to niekiedy ich nie rozumiała. Od najmłodszych lat poznawała niemiecki literacki. Tak naprawdę był to chyba pierwszy język, jakim władała.
Uczył ją ojciec. Może liczył na to, że jeszcze jakoś to będzie z Juliane, a chciał przecież żeby córka mogła porozmawiać z matką. Teraz powoli zapominała polskie słówka, prawie z nikim nie rozmawiała w tym języku. Kiedy był ojciec, mogli swobodnie się porozumieć, a teraz… Nawet gadając z Aś używały niemieckiego, bo przyjaciółka ćwiczyła ten język, a kiedy jakimś cudem spotkała się z jakimś polskim skoczkiem, od razu zarzucał jej „obcy akcent”.
Miała podwójne obywatelstwo, polskie i niemieckie, ale ostatnio coraz częściej myślała, by zrzec się tego pierwszego. Nie było jej już do niczego potrzebne, nie zamierzała mieszkać w Polsce, ani wiązać się z jakimkolwiek Polakiem. Wolała zostać Austrii, albo w ostateczności przenieść się do Niemiec. Tak, po tym, co zrobiła Kamilowi nawet nie miała ochoty osiedlać się w Polsce. Już nie.
Patrzyła w okno i czekała na przyjazd Austriaków. Nie, wcale nie zależało jej aż tak bardzo na Thomasie, chciała choć przez chwilę popatrzeć na Alexa… Poza tym chciała mu przemówić do rozsądku, by nie zwalniał Emmy. W końcu, po godzinnym oczekiwaniu zobaczyła ich.
Wyleciała z hotelu i wpadła na Morgiego. Skoczek uśmiechnął się i przytulił ją tylko.
-Fajnie, że jesteś. – powiedział. Wyrwała się z jego uścisku i podbiegła do Alexa.
-Nie zwalniaj Emmy. – wysapała. Obok nich przystanęła psycholog austriackiej kadry i popatrzyła zdziwionym wzrokiem na Fritzi.
-Dlaczego? – zapytał nie mniej zszokowany niż Emma.
-Mnie też próbowałeś zrujnować karierę. – burknęła tak cicho, by tylko on usłyszał – Nie rób tego, nikogo lepszego nie znajdziesz. Thomas mówił mi, że te zajęcia dużo mu dają. Ona przecież niczego złego nie zrobiła.
-Zaraz. – Alexander zmierzył ją wzrokiem – Skąd wiesz o tym, że planowałem ją zwolnić? I dlaczego masz dres niemieckiej drużyny?
-No bo z nimi pracuję i wiem.
-Jesteś w niemieckiej kadrze?! – ryknął tak, że Thomas podskoczył i dodał już normalnym tonem – A to niespodzianka.
I odszedł. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, zacisnął tylko rękę na rączce od walizki i szybkim krokiem oddalił się do hotelu. Nie sądził, że rzeczywiście spróbuje w innych kadrach, a już na pewno nie dopuszczał do siebie myśli, że zostanie przyjęta. Stracił ją, nie było odwrotu.
Thomas od razu skorzystał z zaproszenia Fritzi i jak tylko rzucił torby w pokoju, pomaszerował do niej. Czuł, że od ich ostatniego spotkania minęła cała wieczność. Teraz patrzył na jej zmęczoną twarz, Schuster musiał ją wykańczać. Pewnie sama nie spodziewała się, że będzie tak ciężko.
-Położę się. – mruknęła i nie czekając na jego reakcję padła z utęsknieniem na łóżko. Thomas postanowił położyć się obok niej.
-Wszystko gra? – zapytał ujmując jej dłoń.
-Gra i buczy. – burknęła – Nie bardzo. Schuster mnie zamęczy. Jutro chyba ze skoczni będę skakać, serio.
W jednej chwili podsunęła się i wtuliła w niego. Poczuł coś tak niesamowitego, takie miłe uczucie, ciepło rozeszło się po ciele… Ze szczęścia aż zadygotał i popatrzył na nią, zamknęła oczy. Zbliżył swoją twarz do niej, ale zaraz ją cofnął. Nie chciał już ryzykować i całować bez jej woli.
-Śpisz? – zapytał, a ona pokręciła głową – Dobrze mi z tobą, Friederike.
-Wiem. – szepnęła – Zdrzemnę się, obudzisz mnie za kwadrans?
Nie dane było jej pospać. Kiedy tylko przysnęła, ktoś zapukał do drzwi. Zawiedziony Morgenstern podniósł się i usiadł, żeby nikt nie miał kosmatych myśli. Fritzi wstała i otworzyła niechętnie.
-Hej. – to była Emma – Przyszłam… Och, chyba nie w porę. – dodała widząc Thomasa.
-Nie, nie krępuj się, mów. – zachęciła ją Fritzi.
-Chciałam ci podziękować za uratowanie tyłka. Alex naprawdę chciał mnie zwolnić, a ja nie wiem za co. W zasadzie… Nie musiałaś tego robić. – powiedziała skruszona, a Thomas mało nie spadł z łóżka.
-No… Kobieca solidarność. – Fritzi uśmiechnęła się – Wejdziesz do nas?
-Nie, dzięki… Chciałam dać ci coś w podzięce.. No, ale wiadomo, nie miałam nic zbytnio, ale wygrzebałam to. – Emma podała jej jakąś książkę – Kupiłam ją w Finlandii, ale podobno coś kojarzysz z fińskiego, także może ci się przyda. Dzięki raz jeszcze, dobranoc!
Zdziwiona Fritzi zamknęła za nią drzwi patrząc na okładkę książki; to był album o skokach z ostatniego sezonu. Było też trochę tekstów.
-O kurde! – krzyknął Thomas, który jakby nie wierzył w wyższe uczucia Emmy – Nieźle. Są tam moje zdjęcia?
-Ok, du bist süß[1], to chciałeś usłyszeć? – zachichotała Fritzi.
-Serio tak uważasz? – Thomas przejechał ręką po włosach – Ah, jestem piękny i uroczy.
Zaśmiali się oboje.
-Idziemy na spacer? – rzuciła Fritzi – Jutro czeka mnie ciężki dzień.
Szli ulicą, ale nie trzymali się za ręce. Wyglądali tak, jakby robili coś złego spotykając się ze sobą i wszystko robili w tajemnicy. Chodzili więc po okolicy rozmawiając jak zwykle o wszystkim, śmiali się i nie zwracali na nic uwagi.
Stała przed lustrem w łazience i przyglądała się swojej twarzy. Od kilku minut rozmyślała o swoim życiu, czuła, że najwyższa pora dorosnąć. Z Lottą bez przerwy żartowały, śmiały się, latały po skoczniach i zagadywały każdego. Czuła się samotna, chociaż miała siostrę.
Na zawody w skokach po raz pierwszy pojechały 8 lat temu, Hanna miała 10 lat. Mogły sobie na to pozwolić, by później jeździć już regularnie. Ze szkołą nie było problemów, z pieniędzmi także. Rozbawiały wszystkich, zaprzyjaźniły się z Kotami, wszystko było dobrze. Aż do teraz, Hanna nie mogła już tego znieść. Czuła melancholię, smutek i pustkę. Nie mogła się od tego uwolnić, potrzebowała kogoś, z kim mogłaby się związać. Chciała się kimś zaopiekować, kochać, być kochaną.
Wyszła z pensjonatu zostawiając siostrę samą. Lotta, choć młodsza od niej o rok była trochę dziecinna. Przeglądała teraz jakieś fora o skokach i zachwycała się skoczkami.
Przemaszerowała kawałek zatopiona we własnych myślach. Nigdy nie miała chłopaka, nie była na randce, nawet się nie całowała. Wszystkie jej szkolne koleżanki chwaliły się podbojami, podrywami, ale jej to nie obchodziło, liczyły się skoki. Dopiero teraz zaczęło jej kogoś brakować.
Usiadła na murku. Ściemniało się powoli, patrzyła więc na spacerujących. Liczyła, że może spotka Fritzi, bo już do niej wcześniej pisała, ale ona jakby zapadła się pod ziemię.
Po chwili zauważyła, że w jej stronę idzie pięciu młodych chłopaków. Zanim się zorientowała, byli przy niej i zaczęli ją zaczepiać.
-Hej, laluniu, pójdziemy na drinka? – wychrypiał, a Hanna wstała, lecz została otoczona przez napastników. Jeden z nich powalił ją na ziemię, upadła zdzierając sobie skórę na prawej dłoni. Jeden z chłopaków odwrócił ją na plecy, kolejny przytrzymywał za ręce, następny przysiadł na nogach dziewczyny, prawa kostka pulsowała okropnym bólem. Skrzywiła się i krzyknęła, ale zaraz jakaś ręka zasłoniła jej usta. Czuła, że ktoś rozrywa jej koszulkę, a kolejna ręka próbuje rozpiąć spodnie. Z jej oczu leciały łzy, a ona zamknęła powieki nawet nie licząc na ratunek.
Całą szarpaninę z daleka zobaczył jakiś chłopak na rolkach, zatrzymał się i wyciągnął telefon, ale nie miał zamiaru dzwonić na policję. Wiedział, że nic to nie da, włączył jedynie dźwięk policyjnej syreny i rzucił komórkę na chodnik. Rozpędził się i ruszył na napastników, którzy nagle poderwali się i uciekli w popłochu przed pędzącym chłopakiem. Hanna leżała na chodniku i nie mogła się podnieść.
Zawrócił po telefon i zatrzymał się przy dziewczynie.
-Żyjesz? – zapytał, dziewczyna nie spoglądając na niego skinęła głową – Mam zadzwonić po pogotowie?
-Nie, nie trzeba. Ja… Ja mieszkam tu niedaleko.
Chłopak zdjął plecak, wyciągnął z niego adidasy i założył je na nogi, a rolki wpakował z powrotem.
-Dasz radę wstać? – podał jej rękę, ale Hanna tylko skrzywiła się i nie drgnęła – Ja jednak zadzwo…
-Nie, nie dzwoń. – powoli podniosła się i zerknęła na bluzkę, była rozdarta na pół. Szybko zapięła spodnie i z wielkim bólem nogi wstała.
-Usiądź tam na murku. – powiedział chłopak i pomógł jej pokuśtykać, a następnie pogrzebał w swoim plecaku. Wyciągnął z niego dość szeroki T-shirt i podał dziewczynie.
-Dzięki. – mruknęła i założyła go.
-Jak się nazywasz? – zapytał biorąc jej prawą dłoń.
-Hanna Schuetzeneur.
-Ok, Hanna, to trzeba opatrzyć. Z twoją nogą też chyba nie wszystko jest w porządku, mamy w drużynie lekarza. Tak przy okazji jestem Richard Freitag. Nie ruszaj się stąd, ja tylko zadzwonię.
Richard chciał odejść, ale ona nie puściła go; wtuliła się w niego z przerażeniem i rozpłakała. Z lekarzem nie udało mu się połączyć, ale zadzwonił do Fritzi. Dziewczyna przyjechała po paru minutach samochodem Schustera.
-Hanna? – zdziwiła się – Ja pierniczę, kto ci to zrobił?!
-Zaatakowało ją pięciu wyrostków. – powiedział Richard, bo Hanna nie była w stanie mówić.
-Nawet cholera tutaj nie jest bezpiecznie… – Fritzi zaczęła patrzeć na rany i opatrzyła tę na ręce – Słuchaj, zabiorę cię do siebie, do hotelu i usztywnię nogę, to nie jest złamanie. Richard…?
Ale Richard chwycił Hannę i zaniósł do samochodu. Fritzi ruszyła i po chwili byli w hotelu. Usztywniła nogę Hanny i opatrzyła drobne zadrapania.
-Ja tu czegoś nie rozumiem. Jesteś lekarzem? – zapytała Hanna – I to w niemieckiej kadrze?
-Mam praktyki. – Fritzi uśmiechnęła się – Gotowe. Chcesz, to cię odwiozę, pewnie Lotta się niepokoi.
-Mogę pojechać z wami? – wtrącił Richard. Był tu cały czas i siedział blisko Hanny.
-Dobrze, poczekajcie na mnie chwilę, muszę powiedzieć Schusterowi, co się stało. – mruknęła Fritzi i wyszła z pokoju zostawiając ich samych, jakby odgadła życzenie Hanny, że chciałaby z nim zostać sam na sam.
-Dziękuję za uratowanie życia. – szepnęła – Gdyby nie ty… Ta syrena to twoja sprawka?
-Tak, liczyłem na to, że kiedyś się przyda, no i się przydała. Dobra rzecz, wystraszyła tych bandziorów.
-Naprawdę nie wiem, jak ci się odwdzięczę…
-No wiesz, ja znam sposób. – Richard mrugnął – Możemy się wybrać na kawę.
-Ale ja stawiam. – dodała i uśmiechnęła się lekko.
Nie miał ochoty się z nią spierać, więc przystał na jej propozycję. Wziął jej numer telefonu, kiedy jechali na tylnym siedzeniu w samochodzie Schustera, a potem odprowadził ją do pensjonatu i nie mógł przestać o niej myśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz